W gminie Miasteczko Śląskie jest takie miejsce, gdzie mieszkańcy nie mają bieżącej wody. Miejsce to znajduje się w niedalekiej odległości od Bibieli.
W miejscu tym znajduje się dom dwurodzinny, w którym mieszka 8 osób w tym 1,5 roczne dziecko. Jeden z mieszkańców jeździ na wózku inwalidzki i jest po udarze i zawale. Burmistrz całkowicie zapomniał o mieszkańcach, o czym może świadczyć szokująca wiadomość wysłana do naszej redakcji przez 20-letnią mieszkankę Mieczyska.
Pani Ania
"Nikt nie odśnieża drogi prowadzącej do Mieczyska. Gdyby inne auta nie jeździły z Kolonii Woźnickiej, nie szłoby się do nas dostać. Mamy problem też z bieżącą wodą. Były nie raz wizyty i początkowo urzędnicy mówili, że czekają na przetarg i tak było mówione aż do czasu kiedy doszło do pożaru u nas w domu. Po tym zdarzeniu była gadka, że są na dobrej drodze, żeby dogadać się z nadleśnictwem.
No ale nadal jak wody nie było, tak nie ma. Nie raz rozmawialiśmy z kierownikiem do spraw gospodarczych i on twierdzi, że nie ma funduszy na dowożenie wody 3 razy w tygodniu. Bo tak to dowożą 2 razy w tygodniu. Ja i mama mówiliśmy kierownikowi, że jak przywiozą wodę w poniedziałek, to we wtorek już nam brakuje. Taka sama sytuacja jest w piątek. Po czy powiedziano nam, że mamy zbierać deszczówkę.
No niestety, ale ja mojego dziecka nie będę kąpać w takiej wodzie. Były też sytuacje, że jak Pan przywiózł wodę, to z kranu leciał gnój, a nie woda. Była tak brudna, że aż powiem pomarańczowa i śmierdziała potem.
Jak widzieliśmy, że Pan, który dowozi wodę, znów przyjechał, mama zbiegła na podwórko zapytać co to za woda i skąd ona jest? Mama stwierdziła, że idzie po słoik i wyśle wodę do badania. Tak jak mama poszła do domu po słoik, to ten Pan uciekł. Ta sytuacja też została zgłoszona kierownikowi do spraw gospodarczych, który stwierdził, że to niemożliwe.
Mieliśmy też raz pożar w domu. My mamy do studni podłączoną taką specjalną pompę wodną, co ciągnie wodę do kranu. Pompa jest na prąd i jak już korki wybiło, to doszło do zwarcia. Gdyby nie woda na podwórku z deszczówki i u wujka na dole, to by wszystko się spaliło. Ja nie raz nie mam jak syna wykąpać, a co dopiero, żeby wyprać mu ubranka. Jak dzwoniłam na przełomie lipca/sierpnia, żeby ta woda była dowożona, to już nawet telefony nie były przez Pana kierownika odbierane."
ŁUKASZ DUDEK